Jak ja nie lubię wojennych romansów, a właściwie romansów wszelkiej maści , nie przepadam tez za literaturą XIX w wydaniu np. Thomasa Hardego ... I muszę przyznac , ze początkowo wydawało mi się , że "Pokuta" niebezpiecznie zmierza w tą stronę. ( Recenzje czytam pobieżnie i szybko zapominam wszelkie szczególy , pozostaje tylko mgliste wrażenie, ze chyba warto książkę przeczytać...)
" Betonowy ogród " przyzwyczaił mnie do innego bardziej surowego , ostrego i osczędnego jezyka.
A w "Pokucie", znalazłam potoki słów , girlandy opisów, i fajerwerki metafor :). Przyznam sie z lekkim rumieńcem, że odrobinę mnie to irytowało , ale, że nie mam w zwyczaju odkładać książek , toteż na szczeście dałam sobie szansę na jej przeczytanie.
Jak cudnie zwodnicza jest to powieść ! Ian Mc Ewan , po raz kolejny mistrzowsko - wielowymiarowo - poprowadził narrację.
Z pierwszej częsci , 200 stronnicowej (!), niespiesznie rozwijającej się w melodramat z nieszczęśliwą miłością , pełnym skrajności i łatwych osądów dojrzewaniu z dokonywaniem wiwisekscji na młodym umyśle głównej bohaterki Briony i zbrodnią wywracająca zycia głownych bohaterów przechodzimy do kolejnej - będącej niemal kalasycznym dramatem wojennym, po to tylko by w następnych częściach kompletnie zweryfikowac myślenie o poprzednich .
Od "Pokuty " nie mogłam się oderwać , przeczytałam ją w 3 wieczorno/nocne podejścia.
Jak zamknęłam książkę to wiedziałam już , że nie jest to wcale powieść o nieszczęśliwej miłości, wojnie, dojrzewaniu , ani zbrodni , karze i pokucie , a o wielkiej odpowiedzialnosci za każede napisane /wypowiedziane słowo, o procesie twórczym i imaginacji , która może być zarówno błogosławieństwiem jak i utrapieniem , przeklanstwem, aż w końcu ukojeniem i byc może odkupieniem .
No i ten element zaskoczenia w ostatniej części ksiązki !
Wielka czytelnicza uczta do której wszystkich gorąco zapraszam.
literkowo
o książkach , filmach i nie tylko
czwartek, 23 czerwca 2011
piątek, 17 czerwca 2011
"Betonowy ogród"
Tak jakoś wyszło , że nie czytałam do tej pory McEwana, wiedziałam , że to może byc "moja" proza, ale ciagle było nam nie po drodze... A ostatnio na allegro :) kupiłam okazyjnie :) " Betonowy ogród" i "Pokutę".
( trochę mnie zawiodła objętośc " Betonowego ogrodu." - to jest właśnie minus kupowania książek na aukcjach - nie widzisz książki , nie możesz jej przekartkować i obwąchac ;))
Lekturę zaczęłam właśnie od " Betonowego ogrodu " a to dlatego, że to debiutancka powiesc McEwana i dlatego , że dawno temu oglądałm film Andrew Birkina na motywach właśnie tej powieści , z genialną Charlotte Gainsbourg( która od tamtego momentu stała się moją ulubienicą gdziekolwiek by nie zagrała :)). Będąc dośc młodym dziewczęciem zasiadłam przed tv nie oczekując niczego i ..zostałam zrównana z ziemią. :)
Film zrobił na mnie ogromne wrażenie ( kurcze , to były czasy - można było zasiąść przed tv i dac sie zaskoczyć dobrym filmem), duszny , oniryczny , z zapachem zawiązującego się betonu i słodkawego trupiego odoru w tle . Do dziś czuję ten klimat . I jest to jeden z nielicznych filmów, który mimo upływu przeszło 10 lat bardzo dobrze pamiętam. Dlatego czytając " Betonowy ogród" miałam wrazenie ,że ...oglądam film :)scena po scenie.
Mistrzowsko poprowadzona narracja, krótkie , celne , czasami ostre jak brzytwa zdania i ten niesamowity duszny , betonowy, klaustrofobiczny, chory świat. Czuło sie dosłownie jak wszystko wokól się rozpada i rozklada. Od rodziny i osobowości poszczególnych jej członków - dzieci- poprzez pękający beton po rozkładające się ciało matki.
Ale czytając książkę miałam wciąż wrażenie ,że wszystko co się dzieje to majaki senne głównego bohatera /narratora - 14-letniego Jacka odkrywającego swoja seksualnośc, zafacsynowanego starszą siostrą, buntujacego się przeciwko wszystkiemu i wszystkim...
Wielka przyjemnośc czytania ( mimo trudnego tematu) . Naprawdę gorąco polecam.
I juz nie moge się doczekac "Pokuty" ...
Też tak macie , że sprawia Wam przyjemnośc oglądanie różnych wydań właśnie czytanej książki?
( trochę mnie zawiodła objętośc " Betonowego ogrodu." - to jest właśnie minus kupowania książek na aukcjach - nie widzisz książki , nie możesz jej przekartkować i obwąchac ;))
Lekturę zaczęłam właśnie od " Betonowego ogrodu " a to dlatego, że to debiutancka powiesc McEwana i dlatego , że dawno temu oglądałm film Andrew Birkina na motywach właśnie tej powieści , z genialną Charlotte Gainsbourg( która od tamtego momentu stała się moją ulubienicą gdziekolwiek by nie zagrała :)). Będąc dośc młodym dziewczęciem zasiadłam przed tv nie oczekując niczego i ..zostałam zrównana z ziemią. :)
Film zrobił na mnie ogromne wrażenie ( kurcze , to były czasy - można było zasiąść przed tv i dac sie zaskoczyć dobrym filmem), duszny , oniryczny , z zapachem zawiązującego się betonu i słodkawego trupiego odoru w tle . Do dziś czuję ten klimat . I jest to jeden z nielicznych filmów, który mimo upływu przeszło 10 lat bardzo dobrze pamiętam. Dlatego czytając " Betonowy ogród" miałam wrazenie ,że ...oglądam film :)scena po scenie.
Mistrzowsko poprowadzona narracja, krótkie , celne , czasami ostre jak brzytwa zdania i ten niesamowity duszny , betonowy, klaustrofobiczny, chory świat. Czuło sie dosłownie jak wszystko wokól się rozpada i rozklada. Od rodziny i osobowości poszczególnych jej członków - dzieci- poprzez pękający beton po rozkładające się ciało matki.
Ale czytając książkę miałam wciąż wrażenie ,że wszystko co się dzieje to majaki senne głównego bohatera /narratora - 14-letniego Jacka odkrywającego swoja seksualnośc, zafacsynowanego starszą siostrą, buntujacego się przeciwko wszystkiemu i wszystkim...
Wielka przyjemnośc czytania ( mimo trudnego tematu) . Naprawdę gorąco polecam.
I juz nie moge się doczekac "Pokuty" ...
Też tak macie , że sprawia Wam przyjemnośc oglądanie różnych wydań właśnie czytanej książki?
Wstępniak :)
Mam pewną teorię na temat tego co się dzieje z naszymi niegdysiejszymi pasjami ,zainteresowaniami i innymi fiksacjami z "czasu burzy i naporu " ( dla niewtajemiczonych ,albo przechodzacych ten czas inaczej - chodzi mi o okresu dojrzewania :)): otóż prędzej czy pózniej ( mam wrażenie, że dzieje się to około 30-tki, lub krótko po ) muszą wypłynąć! Jak juz się mniej więcej znajdzie swoje miejsce na ziemi, "potrwoni" czas i uczucia , pozaspokaja ( częściowo) instynkty macierzyńskie i zawodowe ambicje to choćby nie wiem co się działo ( chocby trzeba było noce zarywać, dzieciaka i męża "lekko" zaniedbać) wraca sie do starych przyzwyczajeń , nałogów i pasji. Pół biedy jak to są ( tak jak w moim przypadku) ksiązki, film i bazgranie... :) ,bo znam takich , którzy namiętnie zażywając zycia w wieku lat nastu , po latach spokojnego i przykładnego zycia w rodzinie wracają do imprezek i przygodnych znajomości ;) siejąc wokół destrukt .
Takie" powroty " ( mówię z własnego doświadczenia) szczególnie ważne są dla młodych matek, które przez piewrsze lata zycia dziecka zaprzedają duszę maluchowi i jego ptrzebom , a w tak zwanym międzyczasie usiłują pchać kulawo swoją zawodową karierę... Na pasje z reguły czasu i energii nie starcza...
Ale nadchodzi taki dzień gdy poziom frustracji sięga zenitu i rzuca się wszystko w cholerę ( wczesniej organizując ;)opiekę do dziecka )i idzie się na 3 seanse z rzędu do ulubionego kina. A potem juz lawinowo : czytanie, praca, dziecko , mąż, dom, ogladanie ,praca, czytanie, pisanie ,krótki sen :))
I mimo tego , że nie ogarniam juz tak w 100 % domu, nie robię codzień wymyślnych obiadów (tylko jeden na 2 dni) , pracuje tak samo duzo ,ale bardziej wydajnie i jeszcze krócej sypiam - to mam wrażenie , ze dopiero teraz czuje się niemal ( ach ta słowiańska dusza) w 100% szczęśliwa. I spokojniejsza i cierpliwsza. :)
Prosta jak drut konkluzja z tego przydługiego postu : dla dobra innych - trzeba dbać o siebie! ( o dusze i ciało :))
Pozdrawiam.
Takie" powroty " ( mówię z własnego doświadczenia) szczególnie ważne są dla młodych matek, które przez piewrsze lata zycia dziecka zaprzedają duszę maluchowi i jego ptrzebom , a w tak zwanym międzyczasie usiłują pchać kulawo swoją zawodową karierę... Na pasje z reguły czasu i energii nie starcza...
Ale nadchodzi taki dzień gdy poziom frustracji sięga zenitu i rzuca się wszystko w cholerę ( wczesniej organizując ;)opiekę do dziecka )i idzie się na 3 seanse z rzędu do ulubionego kina. A potem juz lawinowo : czytanie, praca, dziecko , mąż, dom, ogladanie ,praca, czytanie, pisanie ,krótki sen :))
I mimo tego , że nie ogarniam juz tak w 100 % domu, nie robię codzień wymyślnych obiadów (tylko jeden na 2 dni) , pracuje tak samo duzo ,ale bardziej wydajnie i jeszcze krócej sypiam - to mam wrażenie , ze dopiero teraz czuje się niemal ( ach ta słowiańska dusza) w 100% szczęśliwa. I spokojniejsza i cierpliwsza. :)
Prosta jak drut konkluzja z tego przydługiego postu : dla dobra innych - trzeba dbać o siebie! ( o dusze i ciało :))
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)