czwartek, 23 czerwca 2011

" Pokuta" Ian McEwan

Jak ja nie lubię wojennych romansów, a właściwie romansów wszelkiej maści , nie przepadam tez za literaturą XIX  w wydaniu np. Thomasa Hardego ... I muszę przyznac , ze początkowo wydawało mi się , że "Pokuta" niebezpiecznie zmierza  w tą stronę. ( Recenzje czytam  pobieżnie i szybko zapominam wszelkie szczególy , pozostaje tylko mgliste wrażenie, ze chyba warto  książkę przeczytać...)
" Betonowy ogród " przyzwyczaił  mnie do innego bardziej surowego , ostrego i osczędnego  jezyka.
A w "Pokucie", znalazłam potoki słów , girlandy opisów, i fajerwerki metafor  :).  Przyznam sie z lekkim rumieńcem, że odrobinę mnie to irytowało , ale, że nie mam w zwyczaju odkładać książek ,   toteż na szczeście dałam sobie szansę na jej przeczytanie.
Jak cudnie zwodnicza jest to powieść ! Ian  Mc Ewan , po raz kolejny mistrzowsko -  wielowymiarowo -  poprowadził narrację.
Z pierwszej częsci , 200 stronnicowej (!), niespiesznie rozwijającej się w melodramat z nieszczęśliwą miłością ,  pełnym skrajności i łatwych osądów dojrzewaniu z dokonywaniem wiwisekscji na młodym umyśle głównej bohaterki Briony i zbrodnią wywracająca zycia głownych bohaterów przechodzimy do kolejnej - będącej niemal kalasycznym dramatem wojennym, po to tylko by w następnych częściach kompletnie zweryfikowac myślenie o poprzednich .
Od "Pokuty " nie mogłam się  oderwać , przeczytałam ją w 3 wieczorno/nocne podejścia.
Jak zamknęłam książkę to wiedziałam już , że nie jest to wcale powieść  o nieszczęśliwej miłości, wojnie,  dojrzewaniu , ani zbrodni , karze i pokucie , a o wielkiej odpowiedzialnosci za każede napisane /wypowiedziane słowo,  o procesie twórczym  i imaginacji , która może być zarówno błogosławieństwiem jak i utrapieniem , przeklanstwem, aż w końcu  ukojeniem i byc może odkupieniem .
No i ten element zaskoczenia w ostatniej części ksiązki !
Wielka czytelnicza uczta do której wszystkich gorąco zapraszam.

piątek, 17 czerwca 2011

"Betonowy ogród"

Tak jakoś wyszło , że nie czytałam do tej pory  McEwana, wiedziałam , że to może byc "moja" proza, ale ciagle było nam nie po drodze... A ostatnio na allegro :) kupiłam okazyjnie :) " Betonowy ogród" i "Pokutę".
( trochę mnie zawiodła objętośc " Betonowego ogrodu." - to jest właśnie minus kupowania książek na aukcjach - nie widzisz książki , nie możesz jej przekartkować i obwąchac ;))
Lekturę zaczęłam właśnie od " Betonowego ogrodu " a to dlatego, że to debiutancka powiesc McEwana i dlatego , że dawno temu oglądałm  film  Andrew Birkina na motywach właśnie tej powieści , z genialną Charlotte Gainsbourg( która od tamtego momentu stała się moją ulubienicą gdziekolwiek by nie zagrała :)). Będąc dośc młodym dziewczęciem zasiadłam przed tv nie oczekując niczego  i ..zostałam zrównana z ziemią. :)
Film zrobił na mnie ogromne  wrażenie ( kurcze , to były czasy - można było zasiąść przed tv i dac sie zaskoczyć dobrym filmem), duszny , oniryczny , z zapachem zawiązującego się betonu i słodkawego trupiego odoru w tle . Do dziś czuję ten klimat . I jest to jeden  z nielicznych filmów, który  mimo upływu przeszło 10 lat bardzo dobrze pamiętam.  Dlatego czytając " Betonowy ogród" miałam wrazenie ,że ...oglądam film :)scena po scenie.
Mistrzowsko poprowadzona narracja, krótkie , celne , czasami ostre jak brzytwa zdania i ten niesamowity duszny , betonowy, klaustrofobiczny, chory   świat. Czuło sie dosłownie jak wszystko wokól się rozpada i rozklada.  Od rodziny i osobowości poszczególnych jej członków - dzieci- poprzez pękający beton po rozkładające się ciało matki.
Ale czytając książkę  miałam wciąż wrażenie ,że wszystko co się dzieje to majaki senne głównego bohatera /narratora - 14-letniego Jacka odkrywającego swoja seksualnośc, zafacsynowanego starszą siostrą, buntujacego się przeciwko wszystkiemu i wszystkim...
 Wielka przyjemnośc czytania ( mimo trudnego tematu) . Naprawdę gorąco polecam.
 I juz nie moge się doczekac "Pokuty" ...

Też tak macie , że sprawia Wam przyjemnośc oglądanie różnych wydań właśnie czytanej książki?

Wstępniak :)

Mam pewną teorię na temat tego co się dzieje z naszymi niegdysiejszymi pasjami ,zainteresowaniami i innymi fiksacjami z "czasu burzy i naporu " ( dla niewtajemiczonych ,albo przechodzacych ten czas inaczej - chodzi mi o  okresu dojrzewania :)): otóż prędzej czy pózniej ( mam wrażenie, że dzieje się to około 30-tki, lub krótko po ) muszą wypłynąć! Jak juz się mniej więcej znajdzie swoje miejsce na ziemi, "potrwoni" czas i uczucia , pozaspokaja ( częściowo) instynkty macierzyńskie i zawodowe ambicje to choćby nie wiem co się działo ( chocby trzeba było noce zarywać, dzieciaka i męża "lekko" zaniedbać) wraca sie do starych przyzwyczajeń , nałogów i pasji. Pół biedy jak to są ( tak jak w moim przypadku) ksiązki, film i bazgranie... :) ,bo  znam takich , którzy namiętnie zażywając zycia w wieku lat nastu , po latach spokojnego i przykładnego zycia w rodzinie wracają do imprezek i przygodnych znajomości ;) siejąc wokół destrukt .

Takie" powroty " ( mówię z własnego doświadczenia) szczególnie ważne są dla  młodych matek, które przez piewrsze lata  zycia  dziecka  zaprzedają   duszę maluchowi i jego ptrzebom , a w tak zwanym międzyczasie usiłują pchać kulawo swoją zawodową karierę... Na pasje z reguły czasu i energii nie starcza...
Ale nadchodzi taki dzień gdy poziom frustracji sięga zenitu i rzuca się wszystko w  cholerę ( wczesniej organizując ;)opiekę do dziecka )i idzie się na 3 seanse z rzędu do ulubionego kina. A potem juz lawinowo : czytanie, praca, dziecko , mąż, dom, ogladanie ,praca, czytanie, pisanie ,krótki sen :))
I mimo tego , że nie ogarniam juz tak w 100 % domu, nie robię codzień wymyślnych obiadów (tylko jeden na 2 dni) , pracuje tak samo duzo ,ale bardziej wydajnie i jeszcze krócej sypiam  - to mam wrażenie , ze dopiero teraz czuje się niemal ( ach ta słowiańska dusza) w 100% szczęśliwa. I spokojniejsza i cierpliwsza. :)
Prosta jak drut konkluzja z tego przydługiego postu  : dla dobra innych - trzeba dbać o siebie! ( o dusze i ciało  :))
Pozdrawiam.